17 marca 2016

Osiemdziesiąt dwa

Ciemność. Przerażająca, głęboka czerń. Otchłań otacza mnie. Czyżby jednak jakieś promyki się przedostały przez tą nieskazitelną czerń?

   Gdzie się podziała ta pełna marzeń i planów dziewczyna? Tryskająca poczuciem humoru i uśmiechem nawet w ponury, deszczowy dzień? Otwarta na świat, której zależało na drugim człowieku bardziej mogąca dla niego zrobić wszystko? Zmieniłam się. Nie mam uczyć, ciemność otoczyła mnie na wskroś, stałam się egoistką, oschłą, taka obojetną.
   Śmierć kochanej babci, utrata 'przyjaciela', stracona wiara, stracona osobowość, brak oparcia, brak zrozumienia ze strony rodziców, wiele niepotrzebnych kłótni, niepotrzebnych wysłanych słów, zbyt wiele kłamstw. Z każdym dniem myśląc zbyt egoistycznie, pozwalając sobie na zbyt wiele.

   Czas letnich wakacji zeszłego roku to miał być koniec. Koniec wszystkiego. Koniec moich problemów. Koniec ze mną.
Po raz kolejny próbowałam się poddać, ale się nie udało. Wy daliscie mi tyle oparcia pisząc do mnie, rozmawiając ze mną. Spróbowałam żyć dalej, zmieniłam swoje otoczenie, zmieniłam drogę. Lecz nie trwało to długo. Tuż za zakrętem był kamień, o który się potknęłam i cała runęłam.
Teraz próbuje znów od nowa. Praktycznie bezsilna, ale walczę.
Kilka dni temu myślałam, że to będzie koniec. Moje serce już ledwo wytrzymywało te nerwy, bóle się nasilily. Niewiele brakowało. Byłam już spakowana, chciałam rzucić szkołę, wyjść z domu i nigdy nie wracać do tych ludzi, zapomnieć, wytrzezwiec, po prostu zacząć żyć. Gdy byłam już w progu cofnelam się. Znów tu tkwie. Walczę o lepsze jutro. Trochę emocje opadły, boję się tylko, że w każdej chwili coś może wystrzelić.

   Zgubiłam się. Nie wiem gdzie jestem, kim jestem, czego pragnę itp.
   Na wtorek mama mnie umowiła do psychologa. Choć miałam do niego iść 12 lat temu... Bardzo się boję. Co mu mam powiedzieć?

Avalon

1 stycznia 2016

Osiemdziesiąt jeden

Porozrzucane płatki białych róż prowadzą korytarzem do przepięknej, białej sypialni. Na półkach, szafkach palą się świeczki o zapachu delikatnej wanilii. Przez drzwi tarasowe wpada słonomorskie orzeźwiające powietrze, które rozwiewa baldachim wokół łóżka. A tam dwojga młodych ludzi okazuje sobie miłość. Słychać tylko jak zakochani w sobie przeżywają namiętnie chwile pełne rozkoszy.
  I nagle przyszła wielka fala nie zostawiając nic po wspomnianej przech chwila chwili.

Dziewczyna, która była umówiona tylko na piątkowy spacer po parku leżała teraz obok niego, u jego kumpla w salonie. Kazał jej się przytulić, gdy zobaczył że cała się trzęsie i ma gęsią skórkę. Wiele czasu nie minęło, gdy się zaczeli całować, a jej majtki nie leżały w jej zasięgu. Szybko znalazł w niej punkt, który doprowadzał ją do uniesienia myśląc, że tak jest i tym razem. Obrócił ją tak, że po chwili znalazła się na nim. Szybko znalazła ruchy, które pozwalały go zaspokoić. Po kilku minutach było już po wszystkim. Usiedli, a za chwilę poszła do łazienki. Krew lekko leciała. Nie potrafiła na siebie spojrzeć, zrobiła to z przypadkowym facetem. Nie tak to sobie wyobrażała. Kilka łez popłyneło, ale szybko je starła i wróciła do niego udawając że wszystko jest w porządku.
Dni minęły, mimo że nie znała tych facetów lubiła z nimi spędzić ten weekend, poza nocami... Po trzech dniach wróciła do domu, chciała wymazać sobie te chwile z pamięci. A tymczasem rodzice jeszcze bardziej ją katowali psychicznie, fizycznie zresztą też - kilka ciosów poleciało ale co z tego. Dobrze, że nie wiedzieli co tam zrobiła. Usłyszała kolejne słowa, zakazy itp.. Dopiero późnym wieczorem się trochę uspokoiło.  Choć nadal ciężko jej było zasnąć.

Minął miesiąc. Obiecała sobie że zapomni o tych nocnych chwilach, o tym facecie, o tym co działo się w kuchni gdy robili obiad... A nadal ma to przed oczami.

20 maja 2015

Osiemdziesiąt. Ostatni.

Pamiętacie Avalon? Pewnie nie za bardzo. Minęło troche czasu odkąd tu ostatnio byłam.  Czy się zmieniło? Czy jest dobrze? Nie. Jest potwornie. Problemy jakie mam mnie wykańczają. Nie mam już siły się z tym wszystkim uporać. Zawaliam szkołę. Rodzice są na mnie wściekli. Przyjaciele którzy byli i Ty na którego liczyłam nagle zerwaliście kontakt. Czemu? Dlaczego ja zawsze trace to co dla mnir najcenniejsze. Nie mam się już gdzie podziać, ani z kim porozmawiać. Nie ma sensu. Codzień wstaje i patrze na swoje lustrzane odbicie. Nie poznaje siebie. Mam wrażenie że to jakaś obca osoba we mnie siedzi. Gdzie ja się podziałam? Straciłam wiare na lepsze jutro. Nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Chce tylko żeby najbliżsi mi wybaczyli. O ile w ogóle ich mam. Dla ojca się nie liczę, dla matki też nie. Macie racje tylko was wykańczam choć nie wim jak, bo sama już nie mam sił. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek była szczęśliwa. W ogóle co to szczęście?  Nie znam uczuć, nic nie czuję. Nigdy mnie nikt nie kochał, wszyscy tylko nienawidzą. Smutne. Mam dość szczęśliwego uśmieszku na twarzy, gdy serce mnie rozrywa. Koniec  tym wszystkim. Mogłam to już dawno zakończyć, szkoda że tego nie zrobiłam. Od przedszkola się już źle z tym wszystkim czułam. Czemu tal długo wytrwałam? Nie chciałam ranić bliskich, zawsze ich tylko potrafiam dobić. Nie chciałam tego, chciałam dobrze, a wychodziło jak zawsze. Czas się położyć, uciszyć tego demona we mnie i zarazem mnie. Nie będę już problemem, a ludzi i tak o mnie zapomną.

Przepraszam. 

Ava.

11 stycznia 2015

siedemdziesiąt cztery

13 dni. Tylko tyle czasu mi zostało. Nie wiele. Potem nie wiem co się stanie. Jak to dalej się potoczy? Dam rade? Będę inną osobą?

20 października 2014

siedemdziesiąt trzy

Próbowałam usnąć, ale bez skutku. Nie można spać, gdy człowiek pełen jest uczuć, których nie da się wypowiedzieć słowami.

Przez przypadek przegram życie. Ja już je przegrałam, czuję to. Nawet gdy będę jeszcze długo żyła, to zawsze będę przegrana. Bo jestem nieuleczalnie chora, sama na siebie. Szczerze to obojętne mi to czy będę żyć czy nie, czy jutro się obudzę czy nie, czy mnie pierdolnie samochód czy nie.




3 października 2014

siedemdziesiąt dwa

            Podróż do Holandii autokarem bardzo się ciągła pomimo, że całą podróż przespałam budząc się co jakiś czas i znów zasypiając. Ocknęłam się, kiedy przejeżdżaliśmy granicę. Momentalnie zmienił się krajobraz. Białe linie na drogach były bardzo widoczne, jakby dopiero co je narysowano. Słupy na których mieściły się światła świetle zostały pomalowane w biało-czarne pasy. Jadąc miałam wrażenie, że poruszamy się po przeciwnym pasie. Domki umieszczone przy drodze były najrozmaitszych kolorów, ale wszystkie zostały zbudowane na jeden model. Okna nie posiadały firanek, ponieważ cenią sobie wolność i swobodę, i raczej większość z nich nie lubi tego typu ozdób.
Domy umieszczone jedno przy drugim sprawiały wrażenie, że wszyscy mieszkańcy żyją tam w zgodzie i spokoju.
Drzewa, krzewy, ogrody, które rozciągały się wzdłuż drogi były bardzo zadbane. Jakby ogrodnicy przychodzili codziennie je pielęgnować.
           
Obudziwszy się po raz kolejny wiedziałam, że już dotarliśmy na miejsce. To co zobaczyłam wysiadając z autokaru wprawiło mnie w osłupienie. Moje oczy ujrzały setki, tysiące aut na wielkim parkingu. Próbowałam dostrzec coś dalej, po za nim, ale niestety on nie miał końca.
Zostaliśmy wyposażeni w różnego typu informacje, ulotki, rabaty itp. Następnie wszyscy się rozeszli tworząc małe grupki osób.
Widząc przed sobą wielką bramę nie wiedziałam co tam się znajduje. Przekroczyłam ją. Ujrzałam wiele sklepów z: ubraniami, butami, biżuterią. Znajdowałam się w centrum handlowym.
Chodząc alejkami wyłożonymi szarą kostką brukową starałam się nie wpadać na ludzi idących wokół mnie. Przechodziłam przez najdroższe sklepy: Gucci, Marc O’Polo, Timberland, Prada, Burberry oraz wiele innych. Czasem wchodziłam do kilku z nich mając nadzieję, że jednak pieniądze jakie posiadam wystarczą mi na mały upominek. Niestety nic nie znalazłam.
Krążąc dookoła tymi samymi uliczkami szukałam wyjścia. Przez chwilę czułam się jak w gettcie. Odgrodzona od świata wielkim murem, zawsze w tym samym miejscu, z tymi samymi osobami.
Mijając tysiące aut różnych mark znalazłam się przy rzece, a zaraz potem dotarłam na rynek. Zrobiłam kilka zdjęć, aby uchwycić te wspaniałe miejsce, w którym się znalazłam. Wróciłam nad wodę. Rozsiadłam się. Pochłonięta wpatrywaniem się w codzienność innych osób ledwo się zorientowałam, że muszę się zbierać. 

Wracając do kwatery żałowałam, że tak mało zwiedziłam. Pomyślałam sobie, że spróbuję kiedyś sama tam przyjechać.