16 marca 2014

sześćdziesiąt trzy

Męcząca jest ta monotonność. Życie to zasady, których należy się trzymać, bo inaczej ponosimy konsekwencje. Po za godzinami szkoły, pracy są zakupy. A w czasie wolnym? Spotkania ze znajomymi, lecz ich sprawy tak naprawdę mnie nie interesują. Słuchanie muzyki? Z upływem czasu staje się ona jednostajna i dochodzę do wniosku, że muzyka coraz mniej mnie porusza. Nic tak naprawdę nie może przeszkodzić coraz częstszym powrotom tych chwil, kiedy moja absolutna samotność, uczucie pustki, przeczucie, że moje istnienie zbliża się do jakiejś bolesnej i ostatecznej katastrofy, łączą się, by pogrążyć mnie w stanie cierpienia. Ale wciąż nie mam ochoty umierać.
Miałam jakieś życie. Nie pamiętam już tego. Wtedy chciałam żyć, miałam po co, dla kogo... Miałam marzenia, które chciałam realizować, ale czar prysł. Weszłam w pole walki. Płynę dalej, ale każdy mój ruch, jaki wykonuję, przybliża mnie do utonięcia. Ale nie zostawię was. Gdybym nie opisywała tego, co widzę, cierpiałabym jeszcze bardziej. Pisanie odtwarza, rozgranicza. Nadal mknę przez okrutną mgłę, jednak istnieje kilka punktów odniesienia. Chaos jest zaledwie kilka metrów dalej.