29 grudnia 2012

#36

Byłam w szpitalu, a potem w następnym. Wyszłam po miesiącu. Pochodziłam trochę do szkoły, a potem zaatakował mnie jakiś wirus. Znów opuściłam szkołe. W międzyczasie zadzwonił telefon. To mój lekarz ze szpitala. Badania źle wyszły i należy je powtórzyć. Jedziemy do szpitala.
Zaciskam pięść. Igła zostaje zbijana po raz kolejny do mojej żyły, obok której mam zrosty od poprzednich kłóć. Rozluźniam rękę. Soczysta, czerwona krew napełnia szczykawke. Wyciąga mi igłe i daje wacik. Lekarz mówi, że wyniki będą za kilka tygodni. Mówi też, że mam podejrzenie gruczolaka nadnerczego. Pytam zdezorientowana co to jest. Cisza. Nikt mi nie chce nic powiedzieć. Wyciągam telefon i wpisuje w google. Czytam: "[...] guz"! Myślę sobie: "To nie może być prawda. Dlaczego znowu ja!". Przez cały powrót do domu obejmowała nas cisza i hałas dochodzący z otoczenia. Nie chce, żeby mama się tak tym wszystkim przejmowała. Nie chce mieć kolejnej choroby, którą muszę leczyć i być pod stałą kontrolą. Nie chce! Nie chce! Mam już tego dość! Nie chce ranić. Nie chce być zależna. Ale... Chce żyć! Tak, tak. Sama dziwie się że to mówię, ale mam chęć życia. Nie mam pojęcia skąd ona się wzięła. Może chce udowodnić, że potrafie z tyloma problemami żyć? Może mam jakąś misje do spełnienia? Może mam pomóc innym ludziom? Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Sama już nie wiem...

xoxo Avalon