20 listopada 2012

#35

Pokłóciłam się z mamą. Nie odzywałyśmy się do siebie przez długi czas. [...] Pogodziłyśmy się.
Przez kabelek płynie powietrze. Coraz bardziej zaciska się na mojej ręce. Palce zaczynają mi drętwieć. Słyszę i czuję bicie własnego serca przez rękę. I nagle cisza. Nic już nie słyszę. Powietrze zeszło. Ciśnieniomierz pokazuje 173/98 . Za dużo, za dużo. Mama panikuje. A twierdzę że mi nic nie ma. Jedziemy na pogotowie. Lekarz znowu mi mierzy ciśnienie i nie wieży, że ja jeszcze żyję. Powiedziała mi, że mam brać różne zioła i tabletki na uspokojenie i mam nigdzie nie wychodzić. Brałam. Ciśnienie mi nie malało. Po tygodniu pojechałam do szpitala. Badali mnie. Nic nie wywnioskowali. Wszystko jest dobrze. Wyszłam po tygodniu. Zostałam skierowana do kolejnego szpitala. Na razie czekam na przyjęcie. Nigdzie nie mogę wychodzić. Siedzę całymi dniami w domu, nudzę się. Nie wiem co już mam ze sobą zrobić. Mama się wszystkim przejmuje. Nie mogę już na to patrzeć. Wykończy się psychicznie. A mi przecież nic nie ma. Najchętniej skończyłabym ze sobą. Nie będę więcej ranić, wykańczać ludzi sobą. Bo nie mam po co żyć. Nie chcę mieć kolejnej choroby... Na dodatek nie wiem czy ja w ogóle zaliczę ten semestr w szkole, bo nie ma mnie już od miesiąca w szkole i nie będę już chyba do końca roku. Na dodatek egzaminy mam. Moi znajomi się w ogóle mną nie przejmują. Mają przecież własne życie. Nawet przyjaciele. Wiedziałam że ich nigdy nie miałam.
Właśnie zadzwonił telefon. Jadę do szpitala. Znowu.

xoxo Avalon