2 października 2014

siedemdziesiąt jeden

 Obudził mnie odór alkoholu jaki roznosił się po pokoju. Był tak intensywny, że miałam wrażenie, że wszystko dookoła zostało nim oblane. Gdy otworzyłam oczy w ciemnym pokoju ujrzałam zarys kształtu butelek po wódce, piwie, whisky. Były one porozrzucane po całym pomieszczeniu. Nie przepadam za mocnym alkoholem i nie potrafię go dużo wypić. Pomimo tego, że pili w tym pomieszczeniu to ja niczego nie pamiętam, za bardzo byłam zmęczona.
Po spędzeniu kilka minut w łóżku i spróbowania wyobrażenia sobie jak to wygląda w świetle dziennym postanowiłam wstać. Nie chciałam wszystkich budzić, dlatego delikatnie udałam się do okna. Zasłona została odsłonięta, ale żadne oślepiające światło nie rozproszyło się po pokoju, ponieważ na dworze nadal była północ, aczkolwiek zbliżał się powolutku ranek i czas, kiedy to słońce wstaje. 
Starając się bezgłośnie jak to tylko możliwe przy zbieraniu szkła ukryć te butelki i trochę posprzątać w pokoju papierki po jedzeniu oraz kubki po sokach i trunkach. 

 Trzymając w rękach białą, nie domytą, tacę czekałam w kolejce po śniadanie. Wyglądało to jak w amerykańskich serialach, gdzie je się na stołówce, a posiłek się dostaje podchodząc do kucharek, które stały za ladą obłożoną różnymi bułkami, serami od goudy po jakieś francuskie, wędlinami, marmoladami oraz kilkunastoma rodzajami płatków do mleka. To one podawały nam to widoczne jedzenie na tace.
Stołówka mieściła się w dużym pomieszczeniu z oknami na całe ściany. Stoliki mieściły sześć osób. Usiadłam sobie z przybyłą częścią moich współlokatorów. Nie było nic po nich poznać, że nocny sen im coś zagłuszyło.
Spóźnieni obywatele nie ogarniali za bardzo rzeczywistości. Przyszli nie umyci, w dresach założonych tył do przodu. Znalazł się nawet taki, co przyszedł w skarpetkach, bo nie wie gdzie są jego buty. Niektórzy wyglądali w opłakanym stanie, jednak część ludzi potrafiła się bawić z umiarem, bo wyglądała normalnie.

 Przed południem pojechaliśmy autokarem do miasta. Grupa niemiecka miała nas oprowadzać po mieście. Skończyło się na tym, że każdy poszedł w swoją stronę.
Zebrani z powrotem w jednym miejscu udaliśmy się do wielkiego budynku. Została nam przydzielona garderoba, gdzie przygotowywaliśmy się do występu.
Ostatnie próby, dostrajanie instrumentów i rozpoczyna się koncert instrumentalny. Wielka sala operowa została zapełniona przez widzów. Część osób, która u nas nie występowała, również zasiadła miejsca na widowni.
Oklaski nie miały końca. Wszyscy się dobrze bawili.

 W podróży do hostelu nadal wszyscy śpiewali i grali.

<-- Plątanina słów, późno, kilka kieliszków - to wszystko sprawia, że nie wiem co piszę i jak piszę. Przepraszam za nie ład.






1 komentarz:

Komentarz za komentarz. Jeśli podoba ci się blog to go zaobserwuj.
Dziękuję ♥