11 sierpnia 2014

sześćdziesiąt siedem


   Czas uciekł. Za bardzo. Do przodu. Ja. Stanęłam. Stoję. W miejscu. Nie ogarniam. Zgubiłam się.
   Taka olbrzymia przerwa jeśli się zerknie na kartki kalendarza. Niestety ja tego nie czuję. Zawiesiłam się w miejscu. Umarłam w środku życia. Wyrwał mnie z próżni dzisiejszy księżyc, które blask i moc wpadła do mojego pokoju. Obudził. Pobudził mnie. To przez niego nie potrafię zasnąć i piszę.
   Mimo normalnych, chwilowych sprzeczek z rodzicami to jest całkiem dobrze. Bardzo dobrze. Dawno nie było u mnie w domu takiego porozumienia i spokoju. Kilkudniowy wyjazd dobrze nam zrobił. Oni się trochę zrelaksowali a ja pobyłam w innym miejscu, czasie, z nimi. Wzmocniliśmy naszą więź rodzinną. Szczerze mówiąc to chciałabym, aby więcej było takich wypadów.
   Teraz myślę sobie, kiedy odezwać się do znajomych. Poczekać? Jestem niestabilna. Zostawiłam ich. Nie odzywałam się do nich. Pewnie się zaniepokoili. A może to tylko ja tak myślę? Kto by w ogóle za mną tęsknił? Jedyne co wychodzi mi w życiu to ranienie innych i niszczenie tego co zbudowałam.
Przepraszam Was.


4 komentarze:

  1. Skąd u Ciebie tyle depresji w myślach?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jedyne co wychodzi mi w życiu to ranienie innych i niszczenie tego co zbudowałam." Nawet nie masz pojęcia, jak mocno uderzyły we mnie te słowa. Jedno zdanie, a opisuje praktycznie całe moje życie.

    Chciałabym Cię jakoś pocieszyć, ale nawet nie wiem jak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś do mnie cholernie podobna. Poczytam Twojego całego bloga. Mam nadzieję, ze dzięki niemu poznam Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wstawaj codziennie rano, stawaj przed lustrem i się uśmiechnij, mów ludziom na ulicach miłego dnia i popatrz na ich zdziwione twarze. Rozbawią Cie :)
    Ściskam mocno <3

    OdpowiedzUsuń

Komentarz za komentarz. Jeśli podoba ci się blog to go zaobserwuj.
Dziękuję ♥